Natalia Kaminiczna, Obietnica, rytuał, dno morza

Możliwość komentowania Natalia Kaminiczna, Obietnica, rytuał, dno morza została wyłączona

Fot. Bartek Barczyk, ze zbiorów Teatru Wielkiego w Poznaniu

 

Na scenie Teatru Wielkiego: element przezrocza. Scenografia Julii Skrzyneckiej splata się z fonią uwertury. Zaś owa koegzystencja obszaru sceny z melodią zanurza nas
we wzburzonych wodach Bałtyku. Wszystko zawiera się w korespondencji sztuk. Dźwiękowa introdukcja pozwala nam dryfować na spienionych równinach królestwa Neptuna. Feliks Nowowiejski przenosi nas na granice fantastyki. Kierujemy swoją uwagę ku kołyszącej nami pieśni morskich bałwanów dumnie rozbijających się o nasze bębenki uszne. Skądinąd przykładamy muszelkę do ucha, ale zamiast usłyszenia fonii bałtyckich fal, przybieramy ich kształt.

 

Z transu wyrywa nas zmiana scenerii. Przezrocze ustępuje z pola szarzyźnie piasku.
Ów szary brzeg pobudzał fantazję Nowowiejskiego. Frapował go dość powszechny w wieku XX problem związany z brakiem dostępności Polski do morza. Dla Nowowiejskiego tenże ubytek był tożsamy z amputacją rodzimej kultury. Wojny wykastrowały nie tyle obszar geograficzny, co cywilizacyjne dziedzictwo. Toteż Nowowiejski zbiera stare przezrocza, książki – wszelakie świadectwa obyczajowości nadmorskiej. Na fali ekscytacji pisze Legendę Bałtyku. Próbując zrekonstruować mit zatopionego królestwa tworzy protezę dla okaleczonej kultury wyposażając szary brzeg w słowiańskich plażowiczów.
Fabuła nie jest skomplikowana. Za chwilę na scenie pojawi się urodziwa Bogna wraz
z dwoma pretendentami do jej ręki: biednym ale szlachetnym Domanem oraz dobrze sytuowanym, lecz okrutnym Mestwinem. Ojciec dziewczyny zaś naturalnie sympatyzuje
z wybitnie posażnym zalotnikiem. Nowowiejski jednak zostawia Domanowi furtkę. Wpisuje
w ramę swego dramatu muzycznego element próby: Doman będzie mógł poślubić Bognę, o ile przyniesie Tomirowi zaginioną w głębinach Bałtyku winietę. Gdy zostaniemy wystarczająco wciągnięci w to monumentalne przedstawienie, dostrzeżemy pewną nić łącząca je z Parcivalem Ryszarda Wagnera. Nowowiejski podobnie jak niemiecki kompozytor umieszcza temat próby pomiędzy dwa rytuały powiązane z obrządkiem nocy świętojańskiej. Muzyk powoli przestraja linie melodyczną dramatu w brzmienia tożsame szumom nadbałtyckich fal, tym samym urealniając obrzędowe tony opowieści. Wydawać się może, że muzyka jest konstantą morza, czyli uniwersum, w którym zakotwiczeni są bohaterowie.
Morskie poszepty dopełniają postaci. Jakby składają się na ich emocjonalną powłokę. Owa koegzystencja jest doskonale widoczna w figurze Bogny. Gdy Doman postanawia podjąć rzucone mu wyznanie i zaryzykować utratę swojego życia, kobieta pogrąża się w rozpaczy. Brzmienia bałwanów morskich robią niejako kółko. Aria Bogny przypisana jest jej tylko połowicznie. W jakiejś części należy ona również do bezkresu Bałtyku. Odsłaniane przez inscenizatora kolejne warstwy spektaklu uwypuklają symbiozę córki Tomira z słonowodnym dziedzictwem. Powraca motyw muzyczny z uwertury, a my patrzymy, jak oszalała żałości Bogna stacza się z wydmy. Będąc u jej podnóża zastyga w bezruchu. Przeobraża się w pewnego rodzaju żywą skamielinę czekającą powrotu ukochanego. Metamorfozie ulega także przestrzeń. Wraz z zamarciem kobiety zatrzymują się wzburzone grzebienie fal wyświetlanych
na przezroczu znajdującym się na krańcu sceny. Jest w tym zawarta prawda o mistycznej więzi pomiędzy nadbałtyckimi Słowianami a ich własnym oceanem.
Nie dziwi więc, że Legenda Bałtyku powstała na kanwie marzenia o mitologizacji bałtyckiej szarzyzny. Nowowiejski stworzył mistyczną kolebkę kultury polskiej, o której wieści niesie szum fal. Wystarczy więc pojechać nad bałtyckie wybrzeże i rozsiadłszy się wcześniej wygodnie na miękkim piasku, wsłuchać się w echolokacje słonowodnych bałwanów. Jest
to być może jedyny sposób, by zasięgnąć wieści o swoim autochtonicznym rodowodzie.